Wembley na YouTube

fot. Getty Images

Obydwa koncerty z Wembley ’86 pochodzące z najnowszego wydania „Live At Wembley Stadium DVD – 25th Anniversary Edition” są już dostępne na YouTube.

Oczywiście mam nadzieję, że poniższe nagrania będą zachętą do kupna DVD, ponieważ jakość – szczególnie jeśli chodzi o dźwięk – jest na nim o wiele lepsza niż dostępna na YT.  

PS Krótko mówiąc: piątkowy koncert jest o niebo lepszy od sobotniego.

16 komentarzy

  1. „A concert is not a live rendition of our album. It’s a theatrical event!” – Freddie Mercury

    Panie Muzyk, zapewne uważa Pan też, że taką sekcję operową w „Bohemian Rhapsody” też wykonać na koncercie to bułka z masłem, a że Q to chujowi muzycy to zrezygnowali z tego? Znajdź mi Pan zespół, który lepiej od Q wykonałby te wszystkie utwory o których wspomnieliśmy live. Eh co ja gadam, po co szukać… Przecież Pan jest muzykiem i zapewne pański zespół – bo chyba jest Pan członkiem jakiegoś zespołu, taki potencjał i wiedza muzyczna przecież nie mogłaby się marnować (!) – dałby radę zagrać np. takie Ogre Battle i wrzucić na YT? Wtedy porównamy i zobaczymy kto jest „niedouczony”.

  2. Pan Muzyk tak się chwali, że jest takim znakomitym Panem Muzykiem, to może niech nam napisze o swoich wybitnych muzycznych osiągnięciach. Może nabierzemy trochę respektu;p

  3. Kolega Muzyk po prostu nie rozumie słowa „bootleg” i w tym tkwi cały problem. 😉 Zatem póki wikipedia istnieje: http://pl.wikipedia.org/wiki/Bootleg Właśnie o to cały czas pytam, ale się zapewne odpowiedzi nie doczekam, bo wszystkowiedzący Muzyk nie słucha Queen na żywo.

    Poza tym zawsze mi się wydawało, że magia koncertów polega na tym, że muzycy starają się dodać coś jeszcze do wersji studyjnych albo wykonać w nieco inny sposób.

  4. Panie Muzyk, mam jedno pytanie-skoro Queen na żywo to jazgot, to w takim razie jakich wykonawców pan uważa za świetnych na koncertach? Proszę o szczerą odpowiedź.

  5. Z tym „masowym słuchaczem” to Pan Muzyk przesadził lekko. Stronę Abercjusza odwiedzają ludzie z queen forum, a więc chyba najbardziej krytycznej i „wyrobionej” grupy fanów, którzy na co dzień są w stanie pojechać po ze zespole i to równo. A więc jesteśmy wszyscy „przygłuchymi fanatykami”? Skąd taka pewność – może niektórzy z nas też zajmują się muzyką i mają o niej dosyć sporą wiedzę, ale w przeciwieństwie do Pana Muzyka nie wywyższają się poprzez odwoływanie się do argumentu wieku, zawodu i bycia na koncercie, czego i tak nie możemy zweryfikować.

    Natomiast zastanawiające jest to, z jakim uporem Pan Muzyk próbuje (o dziwnych porach) przedstawiać swój pogląd wśród niedouczonych masowych słuchaczy. Może jakiś fetysz, zaszłość psychiczna…? Mimo wszystko, raz jeszcze poleciłbym skarpetkę, to może ulży 🙂

    A może Pan Muzyk ma w istocie „naście” lat i robi sobie ze wszystkich jaja prowokując na prawo i lewo. TYlko to go może usprawiedliwić, bo jeśli to jest gościu po 40, to takim sposobem pisania udowadnia tylko, że jest „bucem nadętym” roszczącym sobie prawo do posiadania monopolu na prawdę. I takiemu bucowi mówimy mocne i zdecydowane NIE, sugerując by jednak użył skarpetki do rozładowania swego napięcia i przestał wypisywać tak niemerytoryczne zarzuty wobec koncertowej działalności Queen.

    ps jak ktoś „przychodzi” na czyjąś stronę czy forum i zaczyna się wywyższać deprecjonując kompetencje czy umiejętności innych użytkowników (z jednoczesnym usytuowaniem siebie w roli eksperta z bogatym know-how) to powinien być traktowany JAK POWIETRZE I NIE NALEŻY WIĘCEJ ODPOWIADAĆ NA JEGO ZACZEPKI.

  6. Blooteg, sroteg, widzę że nauczyliście się nowego słowa i klepiecie. Taki snobizm, rozumiem…

    1. Ten Newcastle 1979 z linku przypomina próbę jakiegoś szkolnego zespołu amatorów, do tego słuchany zza zamkniętych drzwi sali gimnastycznej. Taka prawda.

    2. Taka jest różnica że Pan Muzyk słyszy analitycznie bo potrafi, to jego zawód i uczy się tego od prawie 50 ciu lat. I słyszy absolutnie.
    Co do Queen to zna każdą ich nutę. I słyszał ją setki razy bo jest ich rówieśnikiem, miał czas śledzić rozwój w czasie rzeczywistym.
    I był fizycznie na koncercie. W roku w którym niektórzy z Was nie byli jeszcze na świecie…

    Natomiast popełnia błąd że próbuje dyskutować z tzw. masowym słuchaczem.
    Do tego przygłuchym muzycznie fanatykiem., bo jeśli tego co najprościej jak możliwe opisałem nie słyszy – to ręce opadają.
    Bo jeżeli coś zwyczajnie nie stroi i nie zastroi nigdy bo muzyk technicznie mało sprawny i niedouczony. A wokal – co z tego że perła, ale nie ćwiczony naturszczyk i bez kondycji zwyczajnie siada intonacja, a największa siła zespołu-chórki-są zwyczajnie niewyćwiczone w głosach(lata pracy…) –
    czy to blooteg, sroteg czy Montreal czy Newcastle – to nie trzeba mieć ukończone konserwatorium by ucho zabolało…

    Studio-mistrzostwo świata. Koncert – żenada. Za „Somebady to love” z Montrealu było mi zwyczajnie wstyd za nich, a na tę słynną kadencję Fredek się nawet nie silił bo wiedział że polegnie – tylko zerżnął głupa stylem”szwindel technik” i już…Chałtura.
    Tyle.
    Dobranoc.

  7. Panie Muzyk – ładnie to takie farmazony pleść przy niedzieli? Nie lepiej zapuścić np. Queen Rock Montreal, gdzie każde wykonanie jest lepsze od wersji studyjnej. Komentarza z dnia 20 stycznia (tego o efekciarstwie itd.) nawet nie wypada komentować. Jeśli Pan muzyk ma jakieś wewnętrzne problemy to polecam dobry sposób na ich rozwiązanie (przyda się skarpetka, a co trzeba zrobić, to jest w filmiku poniżej)

  8. Kolego Muzyku, ja nie pytałam o mniej znane i przebojowe utwory, które lubisz tylko o bootlegi koncertowe. Widzę, że Twój osąd opiera się głównie na oficjalnych wydawnictwach (Live Killers, Wembley, itp.) + pary utworach wrzuconych na tę stronę. Mówisz, że omijasz koncertówki, więc właściwie o czym Ty chcesz rozmawiać skoro ich nie słuchasz? Bo ja, jak i zapewne inni użytkownicy tej strony trochę tych amatorskich nagrań z koncertów w swoim życiu przesłuchali i mają nieco większe pojęcie w kwestii „Queen – Live at/in…” niż Ty.

  9. „Dałem radę dosłuchać do 1.50…ale na tekście”…ain’t no friend of mine …” zwątpiłem.”

    Naprawdę nie zauważyłeś, że coś jest z dźwiękiem i wynika to ze słabej jakości nagrania? W tym fragmencie przez parę sekund w ogólne nie słyszymy głosu Freda!

    Czy to wykonanie TYMD też uważasz za słabe (koncert wydany w zeszłym roku)? Czy muzycy zdążyli się przez te 10 lat od koncertu w Houston „douczyć”? BTW rozumiem, że widziałeś DVD/Blu-ray z Montrealu?

    Bijou: „Mowisz o wszystkich dostepnych oficjalnie? Czy o wszystkich bootlegach? :D”

    No właśnie czy słyszałeś jakikolwiek bootleg z lat 70.? Np. Newcastle ’79?

  10. Generalnie sorry że tu zabrałem głos, ale mam ostatnio mniej pracy i tak się czasem szwendam po necie, posłuchałem sobie fragmenty z Wembley z Waszej strony…
    Ogólnie co do utworów , płyt, koncertów – znam wszystko , słuchane po setki razy. miałem na to 40 lat…:(
    Szczególnie te mniej znane, mniej”przebojowe” utwory – moje ulubione ‚Fairy Feller’s Master Stroke”, March of the black Queen, czy The Prophet’s Song.
    Uwielbiam ten naćkany pretensjonalny precyzyjny przemyślany i zamierzony przepych, utkanie chórkami do granic pojemności formy, tę „gotycką” harmonię, ten odjazd… Tam to się dzieje ! – ale na koncertach niewykonalne…

    Nie w tym rzecz. Jeżeli nawet znajdzie się jakieś zapomniane czy nowo odkryte nagranie koncertowe-dla mnie nic nowego nie wniesie.
    Po prostu omijam koncertowe nagrania Queen bo mi obalają mit muzykalności, brzmienia, pomysłowości, piękna czy zwykłej rzetelnej roboty muzycznej.

    Na dowód – pierwszy link od kol. whoatemydinner -koncertowe ‚Tie You Mather Down” z 77 roku. muzycy byli już wtedy po 30 tce więc wypadało by byli muzycznie „douczeni”…

    Dałem radę dosłuchać do 1.50…ale na tekście”…ain’t no friend of mine …” zwątpiłem.

    Naprawdę, wiem co to emocje na scenie, ale takie niedoróby? Plaża wokalna.3-głosowe akordy w oryginale a tu dziura kosmiczna i ściśnięte do granic gardła [- że im kurcze oczy nie strzeliły…

    Dalej solówa Briana na totalnie niestrojącej gitarze. Zupełny brak kontroli dźwięku, poza tym May jeżeli w solówce zgubi wyuczony schemat ( a zgubił i zazwyczaj na koncertach w dłuższych solówkach sie wywala) – przebiera palcami po przypadkowych dźwiękach próbując ‚szybkością” zakłócić brak pomysłu i umiejętności improwizacji.

    Dalej…na kilku powtórzeniach zakończenia frazy refrenu „…all your love tonight…” robili ciągle te same błędy i nie poprawili się aż do końca.
    Tam powinien być 3-głosowy chórek w prostych, czystych akordach. Jeżeli nawet nie mieli tego doćwiczonego na próbach, to każde następne śpiewanie w tym miejscu powinno być lepsze, ale nie…
    A jest to kluczowy jeżeli chodzi o napięcie moment tego utworu.

    Wsłuchajcie się, ja nie obalam mitu zespołu itd, ale nie bądźmy zupełnie BEZKRYTYCZNI, BO CAŁY ŚWIAT MA ICH ZA BOGÓW.
    Ilość sprzedanych płyt to jedno, a koncertowy warsztat muzyczny to insza inszość. To dość przeciętni muzycy, a cała ich siła to studio i misterne składanie całej tej budowli.

    Pozdrawiam.

    • Możesz sobie wybaczać…, jestem fanem , nie fanatykiem . A w nocy pracuję-wolny zawód. Może rozmawiajmy na innym poziomie albo wcale, hę?

      Co do koncertów – znam wszystkie dostępne. Na Nepstadionie w lipcu 86r w Budapeszcie byłem osobiście, rzeczywiście efekt i emocje koncertu są, ale są to wrażenia innej kategorii – tłumu i decybeli.
      Równie podniecony jest widz na meczu piłkarskim czy ulicznej demonstracji. Tu o wrażeniach estetyczno muzycznych mowy nie ma.
      Co do nagrań koncertowych pamiętam jak ukazała się 1979 roku pierwsza koncertowa płyta LIVE KILLERS, puszczana w programie Piotra Kaczkowskiego „W tonacji Trójki”(czy Mini Max?), nie ważne. Oczywiscie nagrywało się wtedy wszystko , stary dobry magnetofon szpulowy 2505…
      To był dla mnie szok!!!
      Z całej precyzyjnej efekciarskiej Queen zostało trochę jazgotu.jak pisałem wcześniej.
      Więc po prostu koncertów nie słucham, szkoda uszu.

      • Ja tam też szczerze mówiąc uważam od zawsze, że Queen w studio > Queen na koncertach, ale są wyjątki. Koncerty w latach 80. mnie generalnie przestały wog’le rajcować, nawet Knebworth czy Budapeszt. Jeszcze od czasu do czasu sobie puszczę Milton Keynes. Ale lata 70. to IMO zupełnie inna bajka. Live Killers nie jest IMO złym albumem live, ale rozumiem, że dla Ciebie to może być coś nie bardzo świetnego. Ale jest wiele koncertów z lat 70., które nie zostały wydane oficjalnie, a są naprawdę wyśmienite. Earl’s Court ’77 z trasy ADATR, Houston z tego samego roku, Hammersmith ’75 i ’79. Te cztery koncerty są przegenialne i niestety nie wydane oficjalnie. Nie wiem, czy je znasz, ale polecam Ci, żebyś chociaż spróbował ich posłuchać. A nuż się Tobie spodoba i zmienisz zdanie.

        * http://www.youtube.com/watch?v=7oFBN0gE1G0 <- Earl's Court 1977 (cz. pierwsza, w podobnych dalsza część koncertu);
        * http://www.youtube.com/watch?v=InS_qY6oh8g <- Houston 1977 (cały koncert)
        * http://www.youtube.com/watch?v=C9zx5EN2zvk <- Hammersmith '75 (cz. pierwsza)
        * http://www.youtube.com/watch?v=DfZRtS1S8Yw <- Hammersmith 1979 (cz. pierwsza)

  11. Jeśli Queen to tylko studyjnie. Wykonawstwo, precyzja, ba – elementarna intonacja Frediego na koncertach jest poniżej progu wytrzymania przez nawet srednio wyrobione ucho. Poza tym cały pic tego zespołu to efekciarstwo, zaskoczenie, fenomenalne chórki=to wszystko robione w studio na wielośladzie. A koncerty to tylko zwykła rąbanka i puszenie się zakochanego w sobie pedała…

    P.S.Jako najblizższy dowód – umieszczony na tej strobie \lazing on a Sunday – totalnie zwalony, wszystko sie sypie, harmonia, Freddie ledwo dociągnął melodię , poza tym intonacja – falset cały czas prawie o ćwierć tonu za wysoko.
    Zaczynam podejrzewać ze nad ich kompozycjami pracował sztab prawdziwych muzyków – Queen tylko to wszystko w bólach setki razy po kawałku nagrywali i dawali temu gębę – bo co potrafią naprawdę – słyszymy na koncertach. Taka prawda.

Dodaj odpowiedź do Damian Anuluj pisanie odpowiedzi